Było to kilka tygodni temu. Pamiętam dobrze każdą chwilę.
"Wyprawa nie powiodła się. Nie odnaleźliśmy źródła, a Aragora odeszła na zawsze.
-Zostańmy tutaj mamo. Skały ochronią nas przed wiatrem, a koniom przyda się chwila wytchnienia.- rzekł Brego wspinając się na skałę, gdzie stałam.
- Masz rację. Odpocznijmy, a potem wyruszymy w drogę powrotną. I tak nie mamy szans na wskrzeszenie smoka.- odparłam i popatrzyłam w stronę zachodzącego słońca. Nad horyzontem rozciągał się wielki obłok rudoczerwonego dymu. To burza. Byliśmy na pustyni, a te skały były jedynym schronieniem w okolicy.
Miałam nadzieję, że huragan nie będzie bardzo silny i uda nam się go przeczekać. Myliłam się. Był bardzo potężny i sprowadził ze sobą tak gęstą mgłę, że nie widziałam własnych kopyt. Nagle usłyszałam trzask, później huk.
Gdy pył osiadł zobaczyłam dwa, wielkie, powalone głazy, które były powodem tego hałasu. Zagrodziły nam drogę. Byliśmy uwięzieni..."
W tym "więzieniu" spędziliśmy kilka tygodni. Dzięki strumykowi, który wypływa ze skały nie brakuje nam wody, ale liczymy na szybką pomoc. Niestety moja moc nie działała, więc nie mogłam wysłać wiadomości.
Nie wiem dlaczego, ale teraz się udało. Streściłam tą historię i wysłałam z wiatrem do Szafira. Mam nadzieję, że uda im się nas odnaleźć.
(Szafir?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz