niedziela, 7 czerwca 2015
Od Kefira do Demeter
Wymówka raczej nie wchodziła tu w grę, a ciekawość klaczy i dołujący kwiatek, więc zaczęłem opowiadać...
-Za górami, za lasami, a raczej za górami, dokładniej na najwyższych szczytach wędrowałem ze stadem. Byłem wtedy małym chwiejącym się na nóżkach źrebakiem podążającym za matką. Całe moje stado podążało za przywódcą, czyli moim tatą, ojcem Kefira, bo tak mam na imię. Wracając do całej wędrówki, była ona z zamiarem dojścia do jakiejś polany, łączki, gdzie mieliśmy zamiar przeżyć całą zimę, która tak wysoko jak w górach jest niebezpieczna. Kolejnym powodem do zmiany zamieszkania były żyzne łąki, których niżej było pod dostatkiem. Niestety całą moją rodzinę wybito doszczętnie, a ja zostałem.-przerwałem na chwilę opowieść.
-Ale jak takie małe źrebię przeżyło, a dorosłe konie nie?-zdziwiła się klacz.
-Otóż, gdy miałem być zabity przez eskimosów, bo oni chcieli nas zabić, jakiś jeden z nich podszedł do mnie, a u mnie właśnie wtedy objawiła się moc dzięki, której przeżyłem.
-A właśnie, jakie masz moce?-kolejne pytanie z jej strony.
-Niewidzialność, dzięki, której tam nie zginęłem, ale też flora i fauna, oraz kontrola nad wodą.
-Czyli wtedy zniknęłeś?-spytała.
-Tak.
-A co lubisz?
Trochę zwlekałem z odpowiedziom, aż wkońcu odparłem-Na razie wędrówkami po górach, które mam w genach i sporą ilością rzeczy, które niesposób wymieniać.
-No, a teraz twoja kolej-uśmiechnęłem się.
-Co?
-Przecież ja ciebie nie znam-i podniosłem kwiatek, którego i tak bym nie użył, ale przecież mały sarkazm nie zaszkodzi.
Demeter?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz