Strony

piątek, 27 listopada 2015

Od Pasji do Cheopsa

-Cheopsie, ja...-zaczęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ogier  podobał mi się, lubiłam go, może kochałam? Znaliśmy się jednak bardzo krótko... Postanowiłam jednak dać mu szansę- Tak, zgadzam się.
Ogier uśmiechnął się do mnie. Był bardzo  szczęśliwy, a ja również nie żałowałam swej decyzji. 
Przytuliłam się do niego, po czym zasnęłam, pośrodku wrzosowiska. Gdy się obudziłam, Cheops spacerował w oddali. Wstałam i podeszłam do niego.
-Witaj.-rzekł
-Witaj- odpowiedziałam.- co robisz?
-Czekałem, aż wstaniesz, patrz co znalazłem.-pokazał mi zwitek pergaminu.


Vintage,
Jeśli to czytasz, to pewnie jestem już martwy.
Schowałem to, dobrze ukryłem. Nie powiem ci jednak, gdzie, bo boje się, że ktoś może przechwycić wiadomość.
Zostawiłem wskazówkę tam, gdzie zawsze przesiadywał Aonos, czyli tam, gdzie słońce chowa się do morza. Jego też posłałem, by ci ją dostarczył. 

Mam nadzieję, że odnajdziesz statuetkę, Vintage, i że ją zniszczysz...

B.

Czcionka była lekko pochyła, lecz mimo to dość wyraźna.
-Skąt to masz?-zapytałam
-Obudziłem się o świcie. Szedłem  powoli w stronę pasma gór, i ją zobaczyłem. Kto to jest ten... a raczej ta Vintage?
-Nie wiem, a Aonos? A to B. ?

Cheops?

wtorek, 24 listopada 2015

Od Cheopsa do Pasji

Staliśmy chwilę w milczeniu, puki nie zacząłem:
-Pasjo... Bo... Od kąt cię zobaczyłem, wiedziałem. Chciałabyś być moją partnerką?

Pasja?

niedziela, 22 listopada 2015

Od Pasji do Cheopsa

-Cheops? To ty!?-zapytałam
-Tak, Pasja?-rzekł niepewnie.
-Tak to ja...-odparłam z ulgą. -co tu robisz?-zapytałam z ciekawością.
-No... Ćwiczyłem teleportację i przeniosło mnie tutaj. A... Gdzie jesteśmy?
Przypomniałam sobie, że ogier zapytał mnie już kiedyś o to. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego zdarzenia.
-Na wrzosowisku...-odparłam, po czym oddaliłam się o kilka kroków. -
-Pasja? Gdzie idziesz?-zaptał, słysząc moje kroki. Zdziwiło mnie to, bo poruszałam się nadzwyczaj zwinnie.
-W mrok.-odpowiedziałam tajemniczo po czym znowu oddaliłam się o kilka kroków. Cheops ruszył powoli za mną. Zaczęłam wolno biec, on zrobił to samo. Byłam zaskoczona, że słyszał moje ruchy, bo starałam się stąpać jak najciszej.
Ganialiśmy się chwile po wrzosowisku a gdy wreszcie się zatrzymałam, ogier stanął obok mnie i zaczął:


Cheops?

Od Arthleyi do Oskara

-Oskar... Nie w tym miejscu.. Chodź. 
Poszliśmy przez las aż do sadzawki w lesie. Wiedziałam, że Oskar uwielbia tam siedzieć, więc uznałam, że to dobre miejsce. 
-Coś się stało?-zapytał zaniepokojony.
-Tak. Oskar... Bo ja... Ty, znaczy my... Będziesz ojcem-wydusiłam z siebie.

Oskar?

sobota, 21 listopada 2015

Od Szafira do Arota

Pobiegłem co sił w nogach do Arota.
Uspokoiłem oddech i powiedziałem:
-Demeter wyruszy z nami.
-Zgodziła się?
-Tak, była bardzo szczęśliwa z tej propozycji.
Po tych słowach zapadła cisza.
Dopiero po chwili Arot  zapytał:
-Kiedy wyruszamy?
-Myślę, że musimy zebrać prowiant , znaleźć więcej osób i trochę poćwiczyć zaklęcia... Jak zrobimy to wszystko, będziemy gotowi...
-Starczy nam na to tydzień ?
-Jeśli od razu weźmiemy się do pracy,  tak - powiedziałem

Arot ?

Od Demeter do Jone

-Co cię tu sprowadza?-zapytałam od niechcenia.
-A ciebie ?
-Ja jako pierwsza zadałam pytanie, odpowiedz mi.
-Po prostu mi się nudziło i postanowiłem się przejść....
-Nie wierzę ci! Miałeś inny powód.. - powiedziałam stanowczo - Może mnie śledziłeś?- dodałam po chwili.
-Nie, ale możemy się założyć - uśmiechnął się tajemniczo- Jeśli zgadniesz dlaczego tu przyszłem...
-To ja każę ci coś zrobić, a ty spełnisz moją prośbę - zaproponowałam


Jone ?

piątek, 20 listopada 2015

Od Oscara do Arthleyi

Leżałem na chłodnej trawie a poranne słońce nagrzewało moją sierść. Myślałem o ostatnich zdarzeniach, o Kefirze i Arthleyi. Podsumowując moje życie i stwierdzając, że miałem w przeszłości więcej szczęścia niż rozumu wstałem i rozglądnąłem się dookoła. Chciałem porozmawiać z Atrhleyą, lecz nie dostrzegłem jej na polanie.Wypatrując mojej partnerki dostrzegłem Vitali, która jak zwykle stała na wzniesieniu omiatając polanę czujnymi, błękitnymi oczami.
Pokłusowałem powoli do lasu i zwolniłem przy sadzawce. Zacząłem po niej brodzić- bardzo często to robiłem- po czym zamoczyłem grzbiet i ruszyłem z powrotem na polanę.
Gdy wróciłem na polanę, Arthleya stała już w cieniu drzew.Gdy podszedłem do niej, zaczęła:
-Gdzie byłeś? Muszę ci coś powiedzieć.

Atrhy?

czwartek, 19 listopada 2015

Od Kefira do Oscara

-Ja?-spytałem wcale nie domyślając się odpowiedzi-,,nie- ja''.
-Chyba za bardzo przeceniłem swoje rodowite korzenie związane z zimą-dodałem szybko, aby uniknąć wspomnianej odpowiedzi.
-Zaskoczyła mnie śnieżyca, a mała widoczność sprawiła niezauważenie...-znów dodałem.
-Niezauważenie kanionu?-spytał ogier.
-Trochę głupio i mało prawdopodobnie to brzmi, ale tak-powiedziałem jeszcze drżąc z zimna.
-Może udamy się do stada, bo trochę tu zimno...-powiedział Oskar.
-Tak, ale uważajmy na kaniony- są podstępne i czyhają na każde zachwianie kopyta-dodałem żartobliwie.
-Spokojnie, najwyżej będę musiał cię znów zbierać-również odparł żartobliwie.
Kopyto za kopytem szliśmy przez trochę spokojniejszą śnieżycę idąc do rytmu na ,,raz dwa trzy'' sprawiającego wojskową atmosferę. Gdy śnieżyca całkiem ustała zaczęła się między nami rozmowa przy krótkim postoju.
-Może tak wyścig?-powiedział ogier.
-No pewnie-odpowiedziałem.
-Widzisz tamte dwa drzewa stojące do siebie równolegle?-spytał.
Pokiwałem tutaj łbem na znak ,,tak''.
-To będzie nasz start.
-A meta?-spytałem.
-Stado jest niedaleko, więc może ono będzie zakończeniem naszego wyścigu.-odparł, poczym poszliśmy do owych drzew.
-No dobra, a więc zaczynamy na trzy-powiedział.
...
-Raz!-odparliśmy energicznie.
-Dwa!-znowu głośno wykrzyknęliśmy kolejną cyfrę.
-Jeden!-i ruszyliśmy dając z siebie wszystko.
Łeb w Łeg galopowaliśmy unosząc kopyta jak najwyżej i rozciągając nogi jak najdalej jeszcze niewidząc drugiego konia z tyłu lecz równo obok siebie. Pędziliśmy jak torpedy czasem przeskakując parkur w postaci zwalonej kłody. Kopyto za kopytem nie zwalniało...
Oskar? <jaki będzie finał?>

środa, 18 listopada 2015

Od Jone do Demeter

Spacerowałem po polanie. Kilka alf spacerowało po wzniesieniu. Były dobrze widoczne w mroku, bo każda z nich miała kolor śniegu. Bardzo nudziło mnie stanie w miejscu, dla tego postanowiłem- dzisiaj w nocy wyruszę na wyprawę... Jeszcze nie wiem gdzie... Gdzie nogi poniosą!
Gdy zmierzch zapadł już całkowicie, cicho wszedłem do grot pod wzniesieniem. Porwałem stary pas na szyję i umocowałem w nim równie stary sztylet w kolorze białego złota. Opuściłem jaskinie i pogalopowałem wydeptaną ścieżką w góry. Biegłem dość długo, gdy nagle gwałtownie się zatrzymałem. Przede mną- jakąś milę dalej ujrzałem siwą klacz. Chwilę zastanawiałem się, kto to może być, i co robi w nocy blisko gór. Potem zacząłem znowu biec przed siebie. Klacz dostrzegła mnie dopiero, gdy byłem dość blisko niej.
-Darknees? -zapytała znudzonym głosem?
-Nie....-odrzekłem tajemniczo
-Nie?-zdziwiła się.
-Jone.

Dem?

Od Demeter do Szafira

Znajdowałam się niedaleko Upiornych Równin.
Była to jedna z niewielu  części terenów naszego, na który zupełnie nikt się nie zapuszczał, a nawet jeśli taka szalona myśl przyszła mu do głowy, nigdy tu nie powracał.
Przybyłam tutaj, ponieważ byłam ogromnie ciekawa czy legendy o tym miejscu są naprawdę prawdziwe.
Byłam gotowa odkryć tajemnicę...
Spokojnym chodem ruszyłam więc przed siebie.
Dopóki kiedy usłyszałam ciche westchnienie dochodzące zza wielkiego głazu, zatrzymałam się.
Pewnie każdy każdy inny, zwykły koń już dawno by stąd uciekł, ale ja ne byłam zwyczajną klaczą.
Podeszłam bliżej.
-Demeter ! - usłyszałam swoje imię, a chwilę później zza ogromnego kamienia wyszedł kary pegaz.
-Szafir ? Co tu robisz ? Śledziłeś mnie ?! - zapytałam.
-Ja szukałem cię, Demeter.
-Mów szybciej... Śpieszę się - odparłam bezczelnie.
-Pamiętasz wyprawę po Wodę Życia ?
-Pamiętam.
-Wskazówka wysłała mi wiadomość.Mówi, że cała drużyna jest w pułapce!
Dlatego wraz z Arotem zbieramy ekipę, która wyruszy im na pomoc. Chcemy wziąć ze sobą najbardziej uzdolnione konie ze stada.Zgadzasz się, wyruszyć z nami ?
-Bez dwóch zdań- powiedziałam szybko i obdarzyłam ogiera szerokim uśmiechem.

Szafir ?

Od Arthleyi do Oskara

Słowa Oskara podniosły mnie na duchu. On na pewno miał rację, Tamani chciał dla mnie jak najlepiej, z resztą Oskar też.
-Masz rację- przyznałam pogodniejszym głosem.
-Nie myśl już o tym. Może wróćmy na polanę?
-Nie, mam znacznie lepszy pomysł.-odrzekłam i powoli podniosłam się na nogi. Poszliśmy po ciemku nad kryształowe jezioro. Stanęliśmy nad ciemną wodą, widząc w tafli odbicie księżyca. Nagle ruszyłam gwałtownie galopem i wskoczyłam do jeziora. Poczułam lodowatą wodę obmywającą moje ciało. Oskar poszedł w moje ślady. Po chwili razem pływaliśmy w świetle księżyca w pełni. Liście z wierzb leciały powoli i opadały, zostawiając obręcze na lustrze...
Noc była wyjątkowo piękna...

Oskar?

Od Oskara do Arthleyi

-Arthleya, co ty tu robisz? Szukałem cię!-rzekł
-Chciałam pobiegać i chwilę pobyć sama...-odparła, przytulając się do mnie.
-Zimno ci?
-Nie, dla czego tak sądzisz?
-Drżysz, czy coś się stało?
-Nie.-odrzekła. Miałem wrażenie, że nie jest szczera, ale wolałem nie dociekać. Poszliśmy razem na środek wrzosowiska, gdzie rozmawialiśmy, puki się nie ściemniło. Znałem się na gwiazdach, chodź spoglądanie w nie trochę mnie nudziło. Leżeliśmy na zimnej trawie w milczeniu. Wyczuwałem, że Arthleya jest przygnębiona, chodź starała się to przede mną ukryć.
-O co chodzi?-zapytałem w końcu.
-Ale co?-zapytała, udając, że nie wie o co chodzi.
-Jesteś przygnębiona, co się stało?
-Nic... Po prostu myślałam o śmierci Tamaniego.
-Nie zamartwiaj się tak, on na pewno nie chciałby, żebyś tak to przeżywała...

Arthleya?

Zmiany w Stadzie!

Chciałabym ogłosić kilka oficjalnych zmian:

Z powodu braku czasu, przez najbliższy czas, jest możliwość wysyłania opowiadań do graczy Korneliasasa i Madera.

Wiele członków prosiło, bym dodała tą opcję- wreszcie jest dostępna! Od tej chwili możecie nadawać tytuły swoim opowiadaniom!

Pozdrawiam,
Vitali

Od Arthleyi

Mknęłam po wrzosowiskach. Moje kopyta taktownie uderzały o zmarzniętą ziemię. Zimny wiatr rozwiał mi grzywę, gdy spoglądałam na zachodzące słońce. Nagle usłyszałam świst. Przerażona stanęłam jak wryta i zaczęłam rozglądać się dookoła.
To tylko wiatr- pomyślałam, karcąc samą siebie.
Znowu zaczynały ogarniać mnie mroczne wspomnienia. Wtedy też biegliśmy... Wpadliśmy do lasu. Ten świst... Strzała o srebrnym grocie minęła moją głowę o parę centymetrów, przybijając kępę mojej grzywy do drzewa... Potem dostał Tamani... Niestety, tamta strzała nie chybiła, godząc  go prosto w łopatkę... Śmiertelnie ranny kazał mi się ratować, uciec... Wahałam się, ale po chwili odbiegłam... Poświęcił się, dla mnie...
W oku stanęła mi łza. Bardzo tęskniłam za ogierem, lecz teraz wiem, że nie czułam nic do niego. Kochałam Oskara, a Tamani był jak... brat. Zaczęłam dalej biec, lecz po chwili znowu się zatrzymałam... Głośny szelest... Zobaczyłam izabelowatego konia, wyłaniającego się zza drzew.
-Oskar...-odetchnęłam z ulgą.

Oskar?

Od Oskara do Kefira

-Kefir? Co ci jest?-krzyknąłem.
Wyskoczyłem zza krzaków i schyliłem się nad ciałem łaciatego ogiera. Przestraszony nie straciłem jednak zimnej krwi i postanowiłem sprawdzić, czy koń oddycha. Zmartwiony dostrzegłem jednak białe obłoki pary wydobywające się z jego chrap, więc nieco się uspokoiłem. Byłem wojownikiem, nie uzdrowicielem, więc nie wiedziałem, jak zająć się nieprzytomnym. Pomyślałem, że dobrze byłoby zabrać go do medyka, dla tego dotknąłem jego grzbietu kopytem i deportowaliśmy się na główną polanę. Zaraz podbiegł do nas Wild, zdziwiony zapewne tym, że Kefir się nie podnosi.
-Co mu się stało?-zapytał
-Nie mam pojęcia. Obserwowałem las z ukrycia, zobaczyłem go, zapytałem kim jest, on rozejrzał się i... zemdlał.
-Rozumiem, spróbuję go obudzić. A... i nie martw się, to raczej nic poważnego...-dodał po chwili.
-Dzięki za pomoc, Wild, idę się przejść. Wrócę za chwilę.-odrzekłem i powoli pokłusowałem w stronę lasu. Dotarłem do sadzawki. Wszedłem do wody i zamoczyłem się w niej. Zastanawiałem się, co stało się Kefirowi. Raczej nie zemdlał ze strachu, jest dość odważny, ale może? Zaskoczyłem go, ale zemdlał, zanim mnie zobaczył. Brodziłem chwilę po sadzawce po czym pogalopowałem z powrotem na polanę. Kefir stał już na nogach i rozmawiał z WildDeath'em Podszedłem bliżej i zapytałem:
-Co się stało?

Kefir?

niedziela, 15 listopada 2015

Od Kefira

Unosząc to prawą, to lewą nogę i wciąż brnąc do przodu czasem otrząsałem śnieg z kopyta energicznym ruchem. Pruszący nieprzyjaciel osiadł na moim grzbiecie dając mu biały kolor. Z czasem osiadł na mnie całym dając efekt wtopienia się w otoczenie jak kameleon. Nie rezygnując ze złych warunków atmosferycznych, zimna, brnęłem dalej na przód. Nagle zerwałem się i przeszłem w galop, aby skrócić moje cierpienia. Niestety długo tak nie pociągnełem i przestałem przechodząc w kłus. Mała widoczność sprawiła, że teraz na ślepo szłem zdając się na instynkt. Stało się! Wpadłem! Unosząc głowę znad lodowatej, ale naszczęście jeszcze nie zamarzniętej wody płynąłem do brzegu, który o dziwo był niedaleko. Po dotarciu na suchy ląd zaczęłem się chwile dławić się wodą. Podniosłem głowe i spojrzałem na boki, które były z jakiejść skały. Wzrok następnie skierowałem na górę, sufit, którego nie było. Wpadłem do kanionu, ale naszczęście raczej do wody, która zamortyzowała upadek.
-Swój czy wróg?-odparł jakiś głos z góry.
Próbując coś powiedzieć, ale na marne, jeszcze lekko dławiąc się wodą.
-Swój czy wróg?-spytał jakiś głos, jeszcze głośniej niż wcześniej.
Spojrzałem jeszcze raz na góre i ujrzałem jakieś zwierze, które lekko widocznymi konturami przypominało konia. Nagle mój łeb opadł, a powieki zamknęły-zemdlałem.
Ktoś?


środa, 11 listopada 2015

Od Cheopsa do Pasji

Byłem wdzięczny Pasji i Vitali za pomoc i przyjęcie do stada, lecz nie rozumiałem wielu rzeczy... Mam moce... No chyba tą teleportację...  Ale reszta? Witali mówiła mocE, czyli, że jestich kilka...
Pogrąźony w myślach dostrzegłem Pasję, która cicho i spokojnie szła w stronę lasu. Pewnie ma mnie dość-pomyślałem... Ciekawe, gdzie idzie...
Gdy ściemniło się, zacząłem spoglądać w niebo. Przy wielu głazach były przyczepione pochodnie, więc gwiazdy nie były zbyt widoczne. Gdy dostrzegłem Syriusza, przypomniałem sobie świetlistą kulę... Były zaskakująco podobne... Identyczne...
Przypomniawszy sobie, o rzekomych mocach teleportacji, dzecydowałem się ich urzyć. Ale jak? Wtedy bardzo pragnąłem znaleźć się gdzieś indziej, więc może wystarczy, jak pomyśle, że chcę się gdzieś przenieść?  Podbiegłem dalej w las i zacząłem gorączkowo wyobrażać sobię olbrzymią polanę z gwieździstym niebem. Przede mną znowu pojawiła się świetlista kula, przypominająca gwiazdę. Dotknąłem jej chrapami iponownie poczułem, że unosze się i opadam, z tą różnicą,  że nie straciłem równowagi. Spadłem na cztery kopyta i pokłusowałem kawałek. Niebo było piękne... Szłem powoli przez zmarzniętej trawie i  oglądałem niebo. Było ono nieco inne niż widywałem w Egipcie, lecz równie piękne... Stąpałem bardzo delikatnie i cicho, więc moje kroki były praktycznie niedosłyszalne. Nagle poczułem ciepły oddech na szyi?
-To ty, Cheops?-usłyszałem znajomy głos.

Od Pasji do Cheopsa

Zapanowała niezręczna cisza. W końcu ogier podszedł bliżej i zaczął:
-Co to za miejsce?-zapytał cichym, melodyjnym, lecz dość niskim głosem.
-To Wielki Las.-odrzekłam z zainteresowaniem.
-Pomożesz mi wrócić?-wypalił nagle
-Gdzie chcesz wrócić?
-Do Egiptu...-odrzekł niepewnie, lecz mimo to tajemniczo.
-Gdzie?-odparłam wyjątkowo zaskoczona.
-Nie wiesz, co to Egipt?
-No... nie...-rzekłam zmieszana.
-Och...-zaczął również zagubiony-to ludzka cywilizacja na pustyni... Teraz panuje w niej Horus.
-Ludzie!?-krzyknęłam.
-Co w tym złego!?-zapytał zaskoczony moim zaskoczeniem.
-No... Ludzie zawsze usiłowali zaszkodzić mojemu stadu... Dawniej napadali na nas, nawet zamordowali jednego z znajomych nam koni...
-Na prawdę? Nie sądziłem, że tacy są... W Egipcie raz na jakiś czas składano ze zwierząt ofiary, ale to  dzię jednemu z nich żyję...
-Jak to? Uratował cię?
-Tak, wypuścił mnie z ogrodów, gdy miałem ponieść śmierć...
-To bardzo szlachetne, ale i tak nigdy nie zaufam ludziom...
-Ja również... -rzekł-pomożesz mi wrócić?
-Chhcesz wrócić, chodź chcieli cie zabić? Nie rozumiem...
-Nie wiem, czy na prawdę tego chcę, ale i tak nie mam dla kogo żyć...
-Każde istnienie ma swój cel, masz dla kogo żyć, jeszcze to zobaczysz... Nie umieraj na marne!
-Jesteś bardzo mądra... Ale dalej nie wiem, co mam robić...
-Dołącz do mojego stada, przywódcy poradzą ci, co robić... A w ogóle jak się tu przeniosłeś
-Biegłem przez pustynię w mroku i nagle pojawiła się przede mną kula... Wielka, piękna, świecąca, lacz mglista... Podbiegłem do niej i dotknąłem ją chrapami i...
-Cheopsie?-zatkało mnie. Skąd znałam jego imię?
Ogier wpatrywał się we mnie i po chwili zapytał:
-Nie chcę się narzucać, ale skąt znasz moje imię, piękna?
Jego słowa trochę mnie onieśmieliły, lecz zdecydowałam odpowiedzieć na pytanie.
-Nie wiem... Po prostu wiedziałam co powiedzieć... nie wiem...
Ogier uśmiechął się-Ty pewnienazywasz się Pasja?
Po raz kolejny odebrało mi mowę... on też?
-Skąt znamy swoje imiona?-zapytałam
-Może spotkaliśmy się już w snach?
-Chodźmy do Oxelo i Vitali, może oni potrafią wytłumaczyć te dziwne zdażenia...
-Masz rację, prowadź.
Po drodze niewiele rozmawialiśmy. Oboje byliśmy pogrążeni w myślach. Gdy wreszcie doszliśmy na polanę, spostrzegłam Wild Death'a. Bardzo lubiłam ogiera, lecz nie czułam do niego nic więcej. Razem z Cheopsem wbiegłam na wzniesienie. Oxelo i Vitali stali obok siebie, spoglądając na polanę.
Wyjaśniliśmy im wszystko i po chwili namysłu Vitali rzekła:
-Nie potrafię wyjaśnić, czemu znaliście swoje imiona, lecz co do świetlistej kuli, mam pewną hipotezę. Cheops zwyczajnie potrafi się teleportować, lecz jego moce objawiają się w nietypowy sposób...
Cheops miał ogłupiałą minę. Podziękowałam przywódcy i oddaliliśmy się...
Cheops?

sobota, 7 listopada 2015

Od Wskazówki do Arota

   Czekałam na reakcje Szafira. Coraz bardziej żałowałam, że tylko ja mam tę niezwykłą umiejętność przesyłania widomości. Tak się zniecierpliwiłam, że z całej siły kopnęłam w skałę. Nagle nad moją głową zaczęły zbierać się czarne chmury. Inne konie podeszły do mnie zdumione.
- Skała! Spójrzcie na nią!- krzyknął któryś. Zwróciłam wzrok we wskazaną stronę i oniemiałam! Nie wiadomo skąd pojawił się tam tunel, a raczej korytarz.
- Co teraz?- zapytałam.
- Wejdźmy tam.- zaproponowała Iluzja.
- Ty i Brego zostaniecie, reszta idzie ze mną.- powiedziałam stanowczo. Konie bez słowa wykonały moje polecenie.
    Spokojnie wkroczyliśmy do groty. Nikt nie wiedział co tam zastaniemy. Oczy długo nie mogły się przyzwyczaić do ciemności. W końcu rozejrzałam się. Na ścianach ukrytych w mroku rozbłyskiwały kryształy, mieniły się niczym szafiry, a może nimi były. Kroczyłam dostojnie, nie dając po sobie poznać strachu, który coraz bardziej mnie przytłaczał.
   Dotarliśmy do wielkiej komnaty. Ją również oświetlał ten dziwny blask. Był wyjątkowy. Kryształy wyglądały, jakby odbijały światło, lecz nigdzie nie było jego źródła, jakby mieniły się własnym blaskiem. Były nie do opisania, jakby hipnotyzowały. Nie mogłam przestać o nich marzyć, patrzyłam z podziwem, czułam, że jeśli je zdobędę stanę się lepsza, potężniejsza od innych. Poczułam, jak zbiera się we mnie moc, wielka siła, potęga. Zapomniałam o mojej miłości do Arota, Brega, teraz liczyły się tylko kryształy. Rozejrzałam się po komnacie. Na marmurowym podwyższeniu stał wielki, majestatyczny tron. W jego oparciu, wysokim, niczym najstarsze drzewo w naszym lesie, był najpiękniejszy z kryształów. Oszlifowany, jeszcze bardziej hipnotyzujący, lśniący, jakby to on był źródłem światłą, jakby był w nim cały blask księżyca. Tak wyjątkowy, lecz wiedziałam, że tak niebezpieczny... Chciałam go mieć, musiałam.
   Z tego dziwnego stanu wyrwał mnie głos Brega. Jednak z nami poszedł.
-Gdzie jesteśmy?- zapytał niepewnie.
-Nie wiem.- szepnęłam, myśląc nad niesamowitą siłą kamienia.
-Witajcieee... Czekałem na was...- wokół tronu zebrała się czarna mgła, nie zwykła mgła, lecz wyjątkowa, inna. Głos przeciągał każde słwo, był mroczny i przerażający.
(Brego, Szafir?)

Od Szafira do Arota

Siedziałem przygnębiony na mokrej trawie i wpatrywałem się w odległe, wysokie szczyty gór.
Padał deszcz, ale nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, spadające na moje ciało chłodne krople wody były dla mnie nadzwyczaj przyjemne.
Ale cóż miałem z takiej przyjemności, jeśli i tak do pełnego szczęścia brakowało mi wielu rzeczy ?
Nagle przerwałem swoje rozmyślenia, ponieważ zrobiło się przeraźliwie zimno.
Rozejrzałem się dookoła, lecz niczego podejrzanego nie dostrzegłem.
Po chwili usłyszałem szum, z którego z czasem zacząłem wyłapywać słowa:

Nad horyzontem rozciągał się wielki obłok rudoczerwonego dymu. To burza. Byliśmy na pustyni, a te skały były jedynym schronieniem w okolicy. 
   Miałam nadzieję, że huragan nie będzie bardzo silny i uda nam się go przeczekać. Myliłam się. Był bardzo potężny i sprowadził ze sobą tak gęstą mgłę, że nie widziałam własnych kopyt. Nagle usłyszałam trzask, później huk.   Gdy pył osiadł zobaczyłam dwa, wielkie, powalone głazy, które były powodem tego hałasu. Zagrodziły nam drogę.  Byliśmy uwięzieni...   W tym "więzieniu" spędziliśmy kilka tygodni. Dzięki strumykowi, który wypływa ze skały nie brakuje nam wody, ale liczymy na szybką pomoc...

Co sił w nogach popędziłem do Arota.
Wiedziałem już co mam zrobić...

***

-Arocie, dostałem wiadomość od Wskazówki- powiedziałem, jak tylko znalazłem się w grocie ogiera.
-Co ci powiedziała ? - zapytał z zainteresowaniem.
Opowiedziałem mu całą usłyszaną historię.
Uśmiech z jego twarzy zniknął, spodziewał się pewnie  tego, że wyprawa się powiodła...
Po chwili ciszy odparłem stanowczo:
-Musimy zebrać ekipę i wyruszyć im na pomoc.
-Dobrze, ale na początku zawiadommy Oxela.
-Nie, to się odpędzie bez jego wiedzy.

Arot ?