Strony

niedziela, 15 listopada 2015

Od Kefira

Unosząc to prawą, to lewą nogę i wciąż brnąc do przodu czasem otrząsałem śnieg z kopyta energicznym ruchem. Pruszący nieprzyjaciel osiadł na moim grzbiecie dając mu biały kolor. Z czasem osiadł na mnie całym dając efekt wtopienia się w otoczenie jak kameleon. Nie rezygnując ze złych warunków atmosferycznych, zimna, brnęłem dalej na przód. Nagle zerwałem się i przeszłem w galop, aby skrócić moje cierpienia. Niestety długo tak nie pociągnełem i przestałem przechodząc w kłus. Mała widoczność sprawiła, że teraz na ślepo szłem zdając się na instynkt. Stało się! Wpadłem! Unosząc głowę znad lodowatej, ale naszczęście jeszcze nie zamarzniętej wody płynąłem do brzegu, który o dziwo był niedaleko. Po dotarciu na suchy ląd zaczęłem się chwile dławić się wodą. Podniosłem głowe i spojrzałem na boki, które były z jakiejść skały. Wzrok następnie skierowałem na górę, sufit, którego nie było. Wpadłem do kanionu, ale naszczęście raczej do wody, która zamortyzowała upadek.
-Swój czy wróg?-odparł jakiś głos z góry.
Próbując coś powiedzieć, ale na marne, jeszcze lekko dławiąc się wodą.
-Swój czy wróg?-spytał jakiś głos, jeszcze głośniej niż wcześniej.
Spojrzałem jeszcze raz na góre i ujrzałem jakieś zwierze, które lekko widocznymi konturami przypominało konia. Nagle mój łeb opadł, a powieki zamknęły-zemdlałem.
Ktoś?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz