Mknęłam po wrzosowiskach. Moje kopyta taktownie uderzały o zmarzniętą ziemię. Zimny wiatr rozwiał mi grzywę, gdy spoglądałam na zachodzące słońce. Nagle usłyszałam świst. Przerażona stanęłam jak wryta i zaczęłam rozglądać się dookoła.
To tylko wiatr- pomyślałam, karcąc samą siebie.
Znowu zaczynały ogarniać mnie mroczne wspomnienia. Wtedy też biegliśmy... Wpadliśmy do lasu. Ten świst... Strzała o srebrnym grocie minęła moją głowę o parę centymetrów, przybijając kępę mojej grzywy do drzewa... Potem dostał Tamani... Niestety, tamta strzała nie chybiła, godząc go prosto w łopatkę... Śmiertelnie ranny kazał mi się ratować, uciec... Wahałam się, ale po chwili odbiegłam... Poświęcił się, dla mnie...
W oku stanęła mi łza. Bardzo tęskniłam za ogierem, lecz teraz wiem, że nie czułam nic do niego. Kochałam Oskara, a Tamani był jak... brat. Zaczęłam dalej biec, lecz po chwili znowu się zatrzymałam... Głośny szelest... Zobaczyłam izabelowatego konia, wyłaniającego się zza drzew.
-Oskar...-odetchnęłam z ulgą.
Oskar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz