-Kefir? Co ci jest?-krzyknąłem.
Wyskoczyłem zza krzaków i schyliłem
się nad ciałem łaciatego ogiera. Przestraszony nie straciłem
jednak zimnej krwi i postanowiłem sprawdzić, czy koń oddycha.
Zmartwiony dostrzegłem jednak białe obłoki pary wydobywające się
z jego chrap, więc nieco się uspokoiłem. Byłem wojownikiem, nie
uzdrowicielem, więc nie wiedziałem, jak zająć się nieprzytomnym.
Pomyślałem, że dobrze byłoby zabrać go do medyka, dla tego
dotknąłem jego grzbietu kopytem i deportowaliśmy się na główną
polanę. Zaraz podbiegł do nas Wild, zdziwiony zapewne tym, że
Kefir się nie podnosi.
-Co mu się stało?-zapytał
-Nie mam pojęcia. Obserwowałem las z
ukrycia, zobaczyłem go, zapytałem kim jest, on rozejrzał się i...
zemdlał.
-Rozumiem, spróbuję go obudzić. A...
i nie martw się, to raczej nic poważnego...-dodał po chwili.
-Dzięki za pomoc, Wild, idę się
przejść. Wrócę za chwilę.-odrzekłem i powoli pokłusowałem w
stronę lasu. Dotarłem do sadzawki. Wszedłem do wody i zamoczyłem
się w niej. Zastanawiałem się, co stało się Kefirowi. Raczej nie
zemdlał ze strachu, jest dość odważny, ale może? Zaskoczyłem
go, ale zemdlał, zanim mnie zobaczył. Brodziłem chwilę po
sadzawce po czym pogalopowałem z powrotem na polanę. Kefir stał
już na nogach i rozmawiał z WildDeath'em Podszedłem bliżej i
zapytałem:
-Co się stało?
Kefir?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz