Strony

czwartek, 19 listopada 2015

Od Kefira do Oscara

-Ja?-spytałem wcale nie domyślając się odpowiedzi-,,nie- ja''.
-Chyba za bardzo przeceniłem swoje rodowite korzenie związane z zimą-dodałem szybko, aby uniknąć wspomnianej odpowiedzi.
-Zaskoczyła mnie śnieżyca, a mała widoczność sprawiła niezauważenie...-znów dodałem.
-Niezauważenie kanionu?-spytał ogier.
-Trochę głupio i mało prawdopodobnie to brzmi, ale tak-powiedziałem jeszcze drżąc z zimna.
-Może udamy się do stada, bo trochę tu zimno...-powiedział Oskar.
-Tak, ale uważajmy na kaniony- są podstępne i czyhają na każde zachwianie kopyta-dodałem żartobliwie.
-Spokojnie, najwyżej będę musiał cię znów zbierać-również odparł żartobliwie.
Kopyto za kopytem szliśmy przez trochę spokojniejszą śnieżycę idąc do rytmu na ,,raz dwa trzy'' sprawiającego wojskową atmosferę. Gdy śnieżyca całkiem ustała zaczęła się między nami rozmowa przy krótkim postoju.
-Może tak wyścig?-powiedział ogier.
-No pewnie-odpowiedziałem.
-Widzisz tamte dwa drzewa stojące do siebie równolegle?-spytał.
Pokiwałem tutaj łbem na znak ,,tak''.
-To będzie nasz start.
-A meta?-spytałem.
-Stado jest niedaleko, więc może ono będzie zakończeniem naszego wyścigu.-odparł, poczym poszliśmy do owych drzew.
-No dobra, a więc zaczynamy na trzy-powiedział.
...
-Raz!-odparliśmy energicznie.
-Dwa!-znowu głośno wykrzyknęliśmy kolejną cyfrę.
-Jeden!-i ruszyliśmy dając z siebie wszystko.
Łeb w Łeg galopowaliśmy unosząc kopyta jak najwyżej i rozciągając nogi jak najdalej jeszcze niewidząc drugiego konia z tyłu lecz równo obok siebie. Pędziliśmy jak torpedy czasem przeskakując parkur w postaci zwalonej kłody. Kopyto za kopytem nie zwalniało...
Oskar? <jaki będzie finał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz