Strony

środa, 18 listopada 2015

Od Oskara do Arthleyi

-Arthleya, co ty tu robisz? Szukałem cię!-rzekł
-Chciałam pobiegać i chwilę pobyć sama...-odparła, przytulając się do mnie.
-Zimno ci?
-Nie, dla czego tak sądzisz?
-Drżysz, czy coś się stało?
-Nie.-odrzekła. Miałem wrażenie, że nie jest szczera, ale wolałem nie dociekać. Poszliśmy razem na środek wrzosowiska, gdzie rozmawialiśmy, puki się nie ściemniło. Znałem się na gwiazdach, chodź spoglądanie w nie trochę mnie nudziło. Leżeliśmy na zimnej trawie w milczeniu. Wyczuwałem, że Arthleya jest przygnębiona, chodź starała się to przede mną ukryć.
-O co chodzi?-zapytałem w końcu.
-Ale co?-zapytała, udając, że nie wie o co chodzi.
-Jesteś przygnębiona, co się stało?
-Nic... Po prostu myślałam o śmierci Tamaniego.
-Nie zamartwiaj się tak, on na pewno nie chciałby, żebyś tak to przeżywała...

Arthleya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz