Strony

piątek, 24 lipca 2015

Od Wild Death do Pasji

Obudziłem się wcześnie rano zbudzony świergotaniem porannych ptaków. Leżałem na skalnej półce, która mimo ciepłego poranka, wydawała się chłodna. Jasne słońce świeciło w moją stronę. Popatrzyłem na duże zielone drzewa, które z góry wydawały się małe niczym mrówki. Ciemny potok płynący w stronę stada, wił się tak spokojnie, że można byłoby zobaczyć ryby skaczące pomiędzy falami. Chmury były jasne i małe, a słońce właśnie schowało się za nimi. Trawa miała słaby odcień zieleni i była prawie cała wyjedzona. Pod drzewami leżały jeszcze resztki jesiennych liści. Poszedłem wolno w stronę drzew, spacerowałem wśród nich. Nagle zauważyłem osobę leżącą nad potokiem.Była to biała klacz o niebieskich jak niebo oczach i pięknych wiosennych kwiatach we włosach. Patrzyła na ryby płynące z nurtem rzeki. Była bardzo zamyślona. Podszedłem do niej wolnym krokiem, a moje kopyta prawie nie odrywały się od mokrego od porannej rosy podłoża. Położyłem się obok niej, a ona powiedziała:
(Pasja?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz