Obudziłem się wcześnie rano zbudzony świergotaniem porannych ptaków. Leżałem na skalnej półce, która mimo ciepłego poranka, wydawała się chłodna. Jasne słońce świeciło w moją stronę. Popatrzyłem na duże zielone drzewa, które z góry wydawały się małe niczym mrówki. Ciemny potok płynący w stronę stada, wił się tak spokojnie, że można byłoby zobaczyć ryby skaczące pomiędzy falami. Chmury były jasne i małe, a słońce właśnie schowało się za nimi. Trawa miała słaby odcień zieleni i była prawie cała wyjedzona. Pod drzewami leżały jeszcze resztki jesiennych liści. Poszedłem wolno w stronę drzew, spacerowałem wśród nich. Nagle zauważyłem osobę leżącą nad potokiem.Była to biała klacz o niebieskich jak niebo oczach i pięknych wiosennych kwiatach we włosach. Patrzyła na ryby płynące z nurtem rzeki. Była bardzo zamyślona. Podszedłem do niej wolnym krokiem, a moje kopyta prawie nie odrywały się od mokrego od porannej rosy podłoża. Położyłem się obok niej, a ona powiedziała:
(Pasja?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz