Strony

niedziela, 12 czerwca 2016

Od Cesara do Vanilii

Nie odpowiedziałem. Podszedłem tylko jeszcze bliżej. Vanilia mnie rozpoznała, mimo to powtórzyła:
-Cesare?
-Tak, to ja.-powiedziałem po chwili.
Wreszcie otworzyła oczy. W jej niebieskich tęczówkach odbiło się światło. Była piękna. Od dłuższego czasu moich myśli nie zaprzątał nikt inny. Bez przerwy miałem ją przed oczami. Tak to jest, jak się ktoś zakocha... 
Dawniej nie byłem pewny tego uczucia, ale teraz już wiedziałem- wiedziałem na pewno, że to z nią chcę spędzić resztę życia. 
Klacz podeszła do mnie. Wiedziałem , że coś ją trapi.
-Jacy oni byli? Twoi rodzice?- zapytała nagle. Nie miałem pojęcia, czemu o to pyta. Zawsze unikaliśmy tego tematu.
-Znałem tylko matkę. Nie pamiętam jej zbyt dobrze. Troszczyła się o mnie. Kochała mnie... Aż pewnego ranka się obudziłem, a jej nie było w pobliżu. Miałem zaledwie półtora roku. Szukałem jej... Ale nie znalazłem... A ty? Opuścili cię, prawda?
Trwało milczenie. Po długiej ciszy odrzekła:
-Tak. Ale wcale tego nie żałuję.
-Myślałem, że ich kochałaś...
-Tak, ale gdyby rodzice by mnie nie opuścili, nie poznałabym łani, która mnie wychowała, potem nie wędrowała bym po świecie i nie spotkałabym tego stada i... i nie poznałabym ciebie.
Zrozumiałem. Vanilia była samotnikiem, ale znałem ją i wiedziałem, że tęskniła za kimś bliskim. Często wracała wspomnieniami do tych szczęśliwych czasów, gdy jeszcze miała rodzinę. Stado tylko częściowo zapełniło pustkę w jej sercu. Ale się zmieniła. Odkąd bliżej się poznaliśmy. Ten wewnętrzny smutek zniknął z niej. Ona też mnie kochała.
-To dobrze się składa... Bo.. bo ja ie mogę bez ciebie żyć.
Vanilia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz