Chodziłam spokojnie po ternach naszego stada razem ze Złotkiem. Patrzyła wszędzie ciekawie. Jeszcze nie zbyt udawało jej się latanie, ale jak to się mówi bez pracy nie ma kołaczy. W końcu musiała się ze mną pożegnać, bo powiedziała, ze idzie pogadać z bratem. No tak Księżyc i Złotko zawsze są nierozłączni. Wise znów gdzieś wyruszył a ja zostałam sama. Położyłam się na jakiejś łące i powoli zasnęłam. Nagle obudził mnie czyjś głos.
- Ktoś tu jest?
Zapytałam budząc się z lekkim przerażeniem.
( Ktoś? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz