Strony

sobota, 28 marca 2015

Od Vitali

Nagle się obudziłam... Widziałam przed obok siebie kopyta Dumy i Sopla... Przynajmniej tak mi się wydawało...
Gdy wzrok mi się wyostrzył, podniosłam głowę... Nie myliłam się... Duma zaraz pomogła mi wstać.
-Nic ci nie jest? Co się stało?-zapytała
-Dostałam czymś, chyba kamieniem...-nagle przypomniałam sobię i wpadłam w histerię-Gaja nie żyje!
-Co?-zapytał Sopel z niedowierzaniem.
-Tak... Widziałam jej ciało... Nie żyła!
Znowu zaczęłam płakać... Z oczu Dumy również lały się łzy...
Nagle nadbiegł Hunter...-Nie pokonamy ich! Nie damy rady! Jedynym wyjściem jest wycofanie się!
-Dlaczego!? Przecież szło całkiem dobrze... Ktoś poległ?-zapytałam wystraszona.
-Nie... Znaczy chyba, ale część oddziału wilków zdołała uciec z fortecy zanim wybuchła, teraz złączyli siły z pegazami!
-No nie... Jest jedno wyjście! Idę szukać Ambera!
Pogalopowałam przed siebie wołając... Wrzeszcie znalazłam ogiera.
-Ambver, musisz lecieć do stada! Powiedz Alis, żeby zawołała twórców uczuć! To jedyne co nam teraz pozostaje!
-Dobrze!-rzekł i odleciał. Nie minęło pare sekund i straciłam go z oczu...
Znów zaczęłam atakować wilki... Wszędzie panował chaos, byłam pewna, że przegramy tą wojnę... Nagle na ostrogach górskich zaczęły pojawiać się piękne, smukłe konie... Zbiegały wąskimmi ścieżkami na pole bitwy i atakowały...
W krótce nie pozostawiliśmy już żadnej złej istoty przy życiu!
-Udało się!-krzyczał Amber-Wygraliśmy wojnę!
Zaczęłam szukać koni ze stada... Byłam przygnębiona śmiercią Gaji...
A może ona nie zginęła? Najgorsze było to, że nikt nie mógł odnaleźć jej ciała...
Na szczęście nikt nie poległ... Byłam tym lekko zdziwiona, ale cieszyłam się tym faktem.
Ciężko ranni byli w miarę możliwości opatrzeni, po kilku godzinach wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu...
Podeszłam do Hansa i powiedziałam:
-Bardzo nam pomogłeś... Jestem ci bardzo wdzięczna... Jesteś godny tego stada, jeśli tylko chcesz, możesz stać się jednym z nas.
-Dziękuję Vitali, ja również bardzo ci dziękuję, mam własne stado! Mam rodzinę...
Uśmiechnęłam się do ogiera...
-Czy mógłbyś poprowadzić nasze stado przez góry?
-Tak, znam góry jak własne kopyta, poprowadzę was bezpiecznymi ścieżkami, by i ranni mieli zapewnione bezpieczeństwo.
-Zatem ruszajmy-odpowiedziałam
Ruszyliśmy w drogę...

Hans prowadził nas szeroką, dość płaską ścieżką. Po godzinie wyszliśmy z gór i powoli zbliżaliśmy się ku naszej polanie... Po kilunastu minutach kłusa stanęłam na wzniesieniu... Wiatr rozwiewał mi grzywę...
Nagle zobaczyłam Oxela... Podbiegłam do niego, a ogier mnie przytulił...
Wreszcie byłam w domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz